Nie każda osoba transpłciowa chce „operacji dna”, a bycie w porządku z moją pochwą nie sprawia, że jestem mniej trans.
Zdrowie i dobre samopoczucie dotykają każdego z nas inaczej. To historia jednej osoby.
Kiedy ludzie dowiadują się, że jestem transpłciowa, prawie zawsze następuje niezręczna przerwa. Zwykle ta przerwa oznacza, że jest pytanie, które chcą zadać, ale nie są pewni, czy mnie urazią. I prawie zawsze ma to związek z moim ciałem.
Chociaż osoby transpłciowe mają prawo do prywatności jak każdy inny (i prawdopodobnie nie powinieneś pytać ludzi o ich genitalia), odpowiem ci na to pytanie: Tak, mam pochwę.
I nie, tak naprawdę mi to nie przeszkadza.
Po urodzeniu przydzielono mi kobietę, ale kiedy osiągnąłem wiek nastoletni, czułem się coraz bardziej nieswojo we własnej skórze. Bez względu na to, jak bardzo starałem się być w porządku z założeniem, że jestem kobietą, to założenie po prostu nie wydawało mi się właściwe.
Najlepszy sposób, w jaki mogę to wyjaśnić, jest podobny do tego, jak się czułem, kiedy pierwszy raz jako dziecko uczestniczyłem w katolickiej mszy. Wszyscy zdawali się wiedzieć, co robić: kiedy odmawiać modlitwę, kiedy wstać i usiąść, kiedy śpiewać, a kiedy klękać, kto po drodze dotyka miski z wodą i dlaczego.
Ale wychowując się w świeckim domu, nie miałem żadnego punktu odniesienia. Byli na próbach, a ja w międzyczasie natknąłem się na scenę, aby wykonać przedstawienie.
Nie mogłem być szczęśliwy, dopóki świat w końcu nie spotkał mnie tam, gdzie było moje serce.
Rozglądałem się gorączkowo po kościele, próbując wymyślić, jak się zachować i co robić. Czułem się jak outsider z głęboko zakorzenionym strachem, że zostanę odkryty. Nie pasowałem tam. Nawet gdybym potrafił rozgryźć rytuały naśladując wszystkich innych, nigdy nie zamierzałem w to uwierzyć, nie mówiąc już o zrozumieniu.
Tak jak w przypadku religii, odkryłem, że jeśli chodzi o płeć, nie możesz zmusić się do wiary w coś, po prostu naśladując wszystkich innych. Jesteś tym, kim jesteś - i wiedziałem, że nie jestem jak inne dziewczyny wokół mnie.
Im byłam starsza, tym bardziej nieznośna stawała się ta alienacja. Czułem się nie na miejscu, jakbym miał na sobie źle dopasowany kostium, który nie był dla mnie stworzony.
Dopiero kiedy dowiedziałem się, co oznacza termin „transpłciowość” jako nastolatka, wszystko zaczęło się układać. Jeśli „bycie dziewczyną” nie wydawało się właściwe, dlaczego w ogóle musiałem „być”?
Spotkanie z innymi osobami transpłciowymi w wieku 19 lat było otwierającym oczy przeżyciem. Słyszałem siebie w ich opowieściach.
Oni też czuli się nie na miejscu, nawet w tłumie pełnym ludzi, którzy mieli być tacy jak oni. Wiedzieli, jak to jest czuć się „brzydko”, ale nie potrafili wyjaśnić, dlaczego.
Podobnie jak ja, spędzali godziny przed lustrem, próbując mentalnie wymazać części ciała, które wszyscy inni twierdzili, że „powinni” mieć.
Żadna terapia, budowanie poczucia własnej wartości i antydepresanty nie zmieniały faktu, że to, jak świat określał mnie („ona”) i to, kim wiedziałam, że jestem („on”), było beznadziejnie niezsynchronizowane. Nie mogłem być szczęśliwy, dopóki świat w końcu nie spotkał mnie tam, gdzie było moje serce.
Więc podjąłem odważny i przerażający krok, aby zmienić moje ciało. Zacząłem brać testosteron, a gromadzące się wokół mnie ciemne chmury zaczęły się unosić. Z każdą zmianą - zwężeniem bioder, wynurzeniem się kości policzkowych, pojawieniem się włosów na ciele - wydawało się, że kolejny element układanki spada na miejsce.
Bycie transpłciowym niekoniecznie oznacza, że masz problem z każdym aspektem swojego ciała. W rzeczywistości niektórzy z nas mają dysforię płciową, która koncentruje się wyłącznie na określonych częściach lub cechach.
Podróż była jednocześnie dziwna i znajoma. Dziwne, ponieważ nigdy nie widziałem siebie w ten sposób, ale znajome, ponieważ wyobrażałem to sobie, odkąd byłem dzieckiem.
Przy wsparciu rodziny i przyjaciół przeszedłem na podwójną mastektomię („operacja od góry”). Kiedy bandaże w końcu odpadły, miłość, którą czułem do swojego odbicia, była niemal natychmiastowa, uderzając mnie od razu. Wyszedłem po drugiej stronie tej operacji, czując się pewnie, radośnie i z ulgą.
Jeśli kiedykolwiek widziałeś, jak ktoś myje talię energią i poczułeś natychmiastową ulgę, odkrywając coś lśniąco czystego tuż pod spodem, to tak właśnie jest.
Ktoś starł z siebie mój niepokój, wstręt i smutek. Na jego miejscu było ciało, które mogłem kochać i celebrować. Nie czułam już potrzeby ukrywania się.
Ale oczywiście, po mojej najlepszej operacji, bliscy mi ludzie po cichu zastanawiali się, czy to będzie moja ostatnia operacja.
„Czy chcesz…” zaczynali, kończąc z nadzieją, że skończę ich zdanie. Zamiast tego po prostu uniosłam brwi i uśmiechnęłam się, patrząc, jak poruszają się niewygodnie.
Wiele osób zakłada, że osoby transpłciowe chcą „pełnego pakietu”, gdy rozpoczynają transformację.
Jednak nie zawsze tak jest.
Bycie transpłciowym niekoniecznie oznacza, że masz problem z każdym aspektem swojego ciała. W rzeczywistości niektórzy z nas mają dysforię płciową, która koncentruje się wyłącznie na określonych częściach lub cechach. Nasza dysforia również może się zmieniać w czasie.
Moja przemiana nigdy nie dotyczyła „zostania mężczyzną”. Chodziło tylko o bycie sobą.
Może być wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Niektórzy z nas nie chcą przechodzić skomplikowanej i bolesnej operacji. Inni nie mogą sobie na to pozwolić. Niektórzy uważają, że procedury nie są wystarczająco zaawansowane i obawiają się, że nie będą zadowoleni z wyników.
A niektórzy z nas? Po prostu nie chcemy ani nie potrzebujemy konkretnych operacji.
Tak, zmiana niektórych aspektów naszego ciała jest całkowicie możliwa, ale innych nie. Operacja, która ratuje życie jednej osobie transpłciowej, może być zupełnie niepotrzebna dla innej. Każda osoba transpłciowa ma inny stosunek do swojego ciała, więc co zrozumiałe, nasze potrzeby też nie są identyczne.
Posiadanie piersi doprowadziło do ogromnego cierpienia psychicznego, ale pochwa nie wpływa na mnie w ten sam sposób. Dokonuję wszelkich wyborów, których potrzebuję dla mojego zdrowia psychicznego, a kolejna operacja nie jest wyborem, którego muszę teraz dokonywać.
Poza tym moja przemiana nigdy nie dotyczyła „zostania mężczyzną”. Chodziło tylko o bycie siebie. Z jakiegoś powodu „Sam” to po prostu ktoś z dużą ilością testosteronu, płaską klatką piersiową, sromem i pochwą. W rezultacie jest także najszczęśliwszym, jakim kiedykolwiek był.
Rzeczywistość jest taka, że płeć to znacznie więcej niż genitalia - i myślę, że to jest część tego, co sprawia, że płeć jest tak fascynująca.
Bycie mężczyzną niekoniecznie oznacza, że masz penisa, a nawet go chcesz. Bycie kobietą nie musi też oznaczać, że masz pochwę. Są też osoby niebinarne, takie jak ja, które są na świecie i robią swoje!
Płeć jest nieograniczona, więc ma sens, że nasze ciała też.
Istnieje wiele różnych sposobów bycia istotą ludzką. Uważam, że życie jest o wiele lepsze, gdy obejmujemy to, co czyni nas wyjątkowymi, zamiast się tego bać.
Możesz nie widzieć ciał takich jak moje każdego dnia, ale to nie czyni ich mniej pięknymi. Różnica to cenna rzecz - i jeśli te różnice przybliżają nas o krok do naszego najwyższego i najbardziej kompletnego ja, myślę, że warto to celebrować.
Sam Dylan Finch jest czołowym orędownikiem zdrowia psychicznego LGBTQ +, który zdobył międzynarodowe uznanie dzięki swojemu blogowi,Let's Queer Things Up!, które po raz pierwszy zyskały popularność w 2014 r. Jako dziennikarz i strateg medialny Sam publikował obszernie na tematy takie jak zdrowie psychiczne, tożsamość transpłciowa, niepełnosprawność, polityka i prawo i wiele innych. Wnosząc swoje doświadczenie w dziedzinie zdrowia publicznego i mediów cyfrowych, Sam pracuje obecnie jako redaktor społecznościowy w Healthline.