Witamy z powrotem w naszej cotygodniowej kolumnie porad dotyczących cukrzycy, napisanej przez wieloletniego autora cukrzycy typu 1, Wila Dubois.
Z okazji Weekendu Dnia Ojca, Wil zakłada kapelusz jako tata (ma nastoletniego syna, który nie ma cukrzycy) i składa hołd wszystkim tym niesamowitym facetom, którzy są D-Dads.
{Potrzebujesz pomocy w prowadzeniu życia z cukrzycą? Napisz do nas na [email protected]}
Ted, typ 1 z Arizony, pisze: Myślę, że oficjalnie jesteś moją cukrzycą Wujek, więcej niż postać ojca, ale i tak Szczęśliwego Dnia Ojca! A skoro mowa o Dniu Ojca, co myślisz o D-ojcach?
Wil @ Ask D’Mine odpowiedzi: Dziękuję! I szczęśliwego zbliżającego się Dnia Ojca wszystkim z was, ludzi z potomstwem! Co myślę o D-dadach? Hmmmm….
OK. Myślę, że kiedy mówimy o ojcach-D, wszyscy mamy tendencję do wyobrażania sobie bardzo zaangażowanego ojca dzieciaka typu 1. Coś jak klasyczna D-mama typu A, tylko z dużą ilością testosteronu. Och, racja. Dużo testosteronu, ale też pielęgnujący. Rzadkie połączenie, przyznaję. Powinniśmy pozdrowić tych mężczyzn, ale - jako społeczność - myślę, że pomijamy dwa inne ważne rodzaje D-ojców. Mój ojciec był przykładem jednego typu, a ja jestem przykładem innego.
Więc o tym chcę dzisiaj porozmawiać.
W tle, mój ojciec zmarł… O rany, co to było teraz? To musiało być 15 lat temu, ale między moją własną diagnozą dorosłego a jego śmiercią spędził krótki okres jako „D-tata”, więc był… cóż, teraz nie mamy w naszej społeczności słowa na temat rodzice T1 zdiagnozowani jako dorośli, prawda?
Jako słowotwórca muszę nad tym popracować.
W każdym razie, oto jego historia w skrócie: cukrzyca przyszła późno do rodzin Dubois.
Miałem 39 lat, kiedy mnie zdiagnozowano. Więc chociaż mój ojciec nie był tradycyjnym ojcem-D, nagle jego jedyny syn zapadł na niebezpieczną, przewlekłą chorobę, o której niewiele wiedział. Odkąd ktokolwiek pamiętał, nie było żadnej cukrzycy w żadnej gałęzi drzewa genealogicznego Dubois. W związku z tym zupełnie nie mieliśmy pojęcia o cukrzycy. To nie uczyniło nas złymi obywatelami. Prosty fakt jest taki, że większość ludzi - chyba że są lekarzami - wie tylko o chorobach, na które ich rodziny zetknęły się z pierwszej ręki.
Mój ojciec był wówczas emerytowanym profesorem w college'u. Całe życie uczył statystyki biznesowej i ekonomii. Tak, wiem, to brzmi nudno, ale jego uczniowie go uwielbiali, więc musiał wnieść trochę nauczania magii do tego przedmiotu. Razem z mamą spędzali zimy w małym domku w Tucson, a lata w ich pomniejszonym domu w Kolorado. Chodzi mi o to, żeby namalować ten obrazek, żeby pokazać, że miał czas, aby dowiedzieć się czegoś o mojej cukrzycy, ale jednocześnie był krnąbrnym 70-kilkuletnim mężczyzną, całkiem nieźle postawionym na swoich drogach i niezbyt wielkim kochankiem. zmian w ogóle.
Ale znakomicie sprostał temu wyzwaniu.
Najpierw bardzo cicho dowiedział się o cukrzycy samodzielnie. Rozmawiał z jego lekarze o cukrzycy. W jakiś sposób przeczytał o tym. Nie mam pojęcia, jak, ponieważ mój ojciec nigdy nie posiadał komputera ani nie korzystał z Internetu.
Następnie zaczął zadawać mi pytania - inteligentne, przemyślane pytania. Od samego początku był pomocny, zainteresowany i zaangażowany. Zainteresował go sprzęt, podobnie jak różne leki. Trzeba przyznać, że po prostu instynktownie nigdy zapytał mnie, czy powinienem sprawdzić swój poziom cukru we krwi, chociaż jestem pewien, że od czasu do czasu chciał to zrobić. Zmienił również sposób, w jaki zaopatrzył spiżarnię, kiedy ja i ja przyszliśmy z wizytą (był jedynym członkiem zespołu, który kupował artykuły spożywcze, mama i tata, podzielili się wszystkim innym, ale moja mama nie może znieść zakupów spożywczych, a mój tata to uwielbiał).
Więc myślę, że zwłaszcza biorąc pod uwagę, ile miał lat, kiedy narzucono mu tę nową rolę, spisał się niesamowicie jako tata dorosłego diabetyka (to było zanim wszyscy byliśmy zmuszeni zostać PWD). Zobaczmy, mówi tata dorosłego diabetyka, Doad. Nie. To niewypał.
Będę nadal pracował nad nową etykietą dla ojców dorosłego, u którego zdiagnozowano.
W każdym razie, tego ranka, kiedy myślałam o moim tacie i D-tatusiach, pozwoliłam swojemu umysłowi wzbić się w wyobraźnię i zastanowić się, jak wyglądałby jako tradycyjny D-tata, gdyby moja cukrzyca pojawiła się w naszym życiu, kiedy byłam dziecko. A odpowiedź brzmi: nie sądzę, żeby poradził sobie tak dobrze, jak starzec. To nie jest dla niego brak szacunku; dzieje się tak głównie dlatego, że w połowie lat sześćdziesiątych czasy były inne. W tamtych czasach, przynajmniej w tej części naszego społeczeństwa, w której się wychowałem, mężczyźni pracowali, a kobiety wychowywały rodzinę. (Prawdę mówiąc, moja mama była zbyt buntownicza, żeby być porządną gospodynią domową, więc mniej więcej zajmowała się domem i zarządzał udaną karierą w domu jako pisarz).
Oczywiście nie jestem też D-tatą i jestem pewien, że prawdziwi D-tatusi wybaczą mi powiedzenie „dzięki Bogu”.
To powiedziawszy, chciałbym pomyśleć, że mam właściwe rzeczy, Boże, broń moje geny zakorzenione w moim synu. Dlaczego myślę, że będę nowoczesnym i praktycznym opiekunem bogatym w testosteron, którego wyobrażamy sobie, kiedy mówimy „D-tato”? Cóż, moja żona Deb była naprawdę chora po urodzeniu naszego syna, a potem przejechała ją dziesięciotonowa ciężarówka znana jako depresja poporodowa. Przez pewien czas była obecna tylko fizycznie, a praca zarówno ojca, jak i matki spadła na mnie. Pamiętam, kiedy zabrałem małego Rio na jedną z jego wczesnych wizyt kontrolnych, pielęgniarka zapytała mnie: „Gdzie jest jego matka?” Na co ja, wyczerpany poza społecznymi niuansami, odpowiedziałem: „Ja jestem jego matka."
W tamtych czasach prowadziliśmy laboratorium fotograficzne. Było to w budynku około stu metrów od naszego domu, a moje życie przypominało godzinną pracę, powrót do domu i przewinienie dziecka. Pracuj godzinę, idź do domu i nakarm dziecko. Pracuj przez godzinę, idź do domu…
Wypłukać i powtórzyć.
W końcu stałem się sprytny i zainstalowałem w „sklepie” kompletny pokój dziecinny, a Rio mieszkało ze mną w pracy. Byłem oczywiście zmęczony. Bycie samotnym rodzicem to dużo pracy. Cóż, bycie samotnym rodzicem i opiekunem chorego partnera. Ale nigdy nie byłam zła i myślę, że wczesny kontakt opiekuńczy pomógł stworzyć niezwykle bliską więź między ojcem i synem, która trwa do dziś - co jest tym bardziej niezwykłe, że jest teraz nastolatkiem.
W każdym razie, moja kariera jako „matka” była jeszcze przed cukrzycą. Rio ledwo chodził, kiedy nagle stałem się tatą z cukrzycą, tak samo jak tata z cukrzycą. I to jest inny rodzaj ojcostwa z cukrzycą, o którym w naszej społeczności niewiele się mówi. Bycie tatą to ciężka praca. Przynajmniej bycie dobrym. Wiem, że są tam tatusiowie deadbeat i wiem, że wielu moich czytelników ma tatusiów na śmierć. Szczerze mówiąc, nie rozumiem deadbeats. Jako mężczyzna nie mogę ich przeprosić. Porzucasz swoje dzieci? To nikczemny czyn. Ale także smutny na poziomie, którego opuszczeni mogą nie widzieć, ze względu na w pełni zrozumiałą chmurę gniewu, która ich otacza. Ale z mojego punktu widzenia, tata nie tylko nie wywiązał się ze swoich obowiązków jako istota ludzka, ale także przegapił najlepsze doświadczenia, jakie oferuje życie. Myślałem, że jestem całkiem przyzwoitą i wszechstronną osobą, zanim zostałem ojcem. Myliłem się.
Ojcostwo czyni cię kompletnym mężczyzną.
Przepraszam, ale wypadłem z szyn. To, do czego starałem się dojść, to fakt, że pomijamy dyskusję na temat rodzicielstwa z cukrzycą, w przeciwieństwie do rodzicielstwa dziecka z cukrzycą. Więc mówię o dzieciach z normalnym poziomem cukru, wychowanych przez nas, PWD.
I tak jak wychowywanie dzieci z cukrzycą jest wyjątkowym wyzwaniem i wyraźnie co najmniej dwa razy trudniejsze niż wychowywanie dzieci z normalnym poziomem cukru, tak samo cukrzyca podczas wychowywania dzieci podnosi stawkę.
To trudne. Jak wszyscy wiemy, ten cholerny poziom cukru we krwi ma negatywny wpływ na energię i nastrój, podobnie jak sporadyczne trudne zachowania i działania naszego kochającego potomstwa. Dla mnie największą przeszkodą było / nie przesadzanie. Nie pozwalanie, by wkurzony poziom cukru we krwi wylewał się niewłaściwie do dobrego rodzicielstwa. Dodatkowo działamy codziennie z niekończącą się statystyką strachu w tle. Strach, że nasze wadliwe geny zostały przekazane tym, których najbardziej kochamy. Obawiam się, że pewnego dnia możemy być kimś więcej niż ojcami z cukrzycą. Możemy też stać się zwykłymi D-ojcami. Może to być duży ładunek.
Jak wiedzą wszyscy moi bracia-D z dziećmi, jest to dość balansujący akt. (Nie obrażam was, panie, tym samym problemem, ale ponieważ jest to Dzień Ojca, pozwalam sobie dziś rozmawiać tylko z chłopakami).
Dlatego dzisiaj chcę zakończyć życząc wszystkim (nie-martwym) tatusiom szczęśliwego Dnia Ojca. Pozdrawiam tych z podwiniętymi rękawami, wychowujących D-punków. Dziękuję tym z was, którzy w milczeniu cierpią i walczą o zrozumienie swojej nowej roli, gdy wasze dorosłe dzieci zachorują. I - szczególnie - tym z was, jak ja, którzy radzą sobie z podwójnymi wyzwaniami związanymi z utrzymaniem własnej cukrzycy, starając się być dobrymi rodzicami, gratuluję wam.
To nie jest kolumna z poradami medycznymi. Jesteśmy niepełnosprawnymi i otwarcie dzielącymi się mądrością zebranych doświadczeń - naszych została-tam-zrobiona-ta wiedza z okopów. Ale nie jesteśmy MD, RN, NP, PA, CDE ani kuropatwami na gruszach. Podsumowując: jesteśmy tylko niewielką częścią całkowitej recepty. Nadal potrzebujesz profesjonalnej porady, leczenia i opieki licencjonowanego lekarza.