Zdrowie i dobre samopoczucie dotykają każdego z nas inaczej. To historia jednej osoby.
Gdybyś rok temu powiedział mi, że moim ulubionym zajęciem relaksującym będzie przypięcie komputera do głowy, aby zanurzyć się w wirtualnym świecie, nigdy bym Ci nie uwierzył.
Wirtualna rzeczywistość (VR) może być wschodzącą technologią, ale tak się składa, że jestem przeciwieństwem technika.
W mojej rodzinie słynę z argumentu, że płyty CD i kasety VHS powinny powrócić. Mój mąż był znany z tego, że uciekał z moim starożytnym telefonem tylko po to, aby zainstalować bardzo potrzebne aktualizacje.
Jeszcze mniej więcej rok temu VR w jakiejkolwiek formie był ledwo na moim radarze. Więc to jest coś w rodzaju cudu, że kiedykolwiek zacząłem medytację VR, nie mówiąc już o tym, że przyjąłem ją jako pomocne narzędzie w leczeniu zaburzeń lękowych.
Wszystko zaczęło się, gdy otrzymałem w prezencie zestaw słuchawkowy Oculus Go VR, z rekomendacją, żebym wypróbował aplikację do medytacji.
Zaczynając, miałem niskie oczekiwania. Czy ograniczone pole widzenia nie wywoła we mnie klaustrofobii? Czy nie dostałbym zawrotów głowy i nudności? Wydawało się, że VR może zwiększyć mój niepokój, a nie go zmniejszyć.
Mimo to zdecydowałem, że będę wirował tak długo, jak będę mógł to wytrzymać - co, jak sądziłem, potrwa około 30 sekund.
Pierwsze kroki z medytacją VR
Zakładając zestaw słuchawkowy i otwierając aplikację do medytacji w rytm delikatnej muzyki fortepianowej, byłem zdumiony, widząc reakcję relaksacyjną mojego ciała niemal natychmiast.
Kiedy osiedliłem się w wybranym przez siebie otoczeniu (ławka z widokiem na ocean o zachodzie słońca) i muzyce (unoszący się ambientowy utwór zwany „refresh”), poczułem, że zmartwienia mojego dnia znikają. Mój oddech zwolnił. Moje tętno spadło do równego, miarowego bicia.
Siedziałem, oddychałem i wchłaniałem rytm fal przez rekordowe 40 minut. Jednym słowem, faktycznie medytowałem - co w normalnych okolicznościach jest niezwykle trudne dla mojego niespokojnego umysłu.
Kiedy w końcu zdjąłem zestaw słuchawkowy, aby kontynuować dzień, przez wiele godzin nadal odczuwałem uspokajające efekty medytacji VR.
Od tego czasu byłem uzależniony. Teraz z niecierpliwością czekam na czas, który spędzam co drugi dzień na medytacji w dowolnym z wielu środowisk aplikacji - od zimowego lasu pod zorzą polarną po basen w dżungli otoczony wodospadami.
To tak, jakbym na żądanie miał dostęp do całego sekretnego świata ciszy i spokoju. Używam go, aby odprężyć się po długim dniu lub przygotować się na stresującą rozmowę w pracy. Zabieram to ze sobą na wakacje. Stało się linią życia dla zdrowia psychicznego, której nigdy nie wiedziałem, że potrzebuję.
Korzyści z medytacji na niepokój
Nie powinienem być oczywiście zaskoczony, że medytacja w wirtualnej rzeczywistości pomogłaby złagodzić mój niepokój. Korzyści z medytacji są dobrze znane w przypadku wielu schorzeń psychicznych, zwłaszcza zespołu lęku uogólnionego (GAD).
Badania pokazują, że medytacja uważności zmniejsza objawy lęku, poprawia reaktywność na stres i wzmacnia mechanizmy radzenia sobie u osób z GAD.
Jedno z badań wykazało, że po pojedynczej sesji medytacji uważności uczestnicy odczuwali „znacznie” mniej niepokoju przez kilka dni później.
Dla kogoś takiego jak ja, który żyje w permanentnym stanie psychicznego pobudzenia, medytacja jest bezpłatną i pozbawioną ryzyka interwencją, która może mieć duży pozytywny wpływ.
Dlaczego medytacja VR zamiast „zwykłej” medytacji
Problem z lękiem polega oczywiście na tym, że sprawia, że mój umysł jest bardziej niespokojny i gotowy do wyrwania się z błogości Zen medytacji i w huragan zmartwień i rzeczy do zrobienia. Z tego powodu, jak sądzę, cicha medytacja bez pomocy jest, jak sądzę, szczególnie trudna dla osób z lękiem.
Wirtualna rzeczywistość pomaga mi to przezwyciężyć, angażując zmysły. Z widokiem na cudowną scenerię przed oczami i muzyką w uszach, jestem o wiele lepiej w stanie skoncentrować się w chwili, niż gdy próbuję oczyścić głowę z własnej woli.
VR daje mi coś, na czym mogę się skupić, poza niespokojnymi lub natrętnymi myślami, które nieustannie walczą o przestrzeń nad głową.
A „łagodne skierowanie mojej uwagi z powrotem do teraźniejszości”, jak lubią mawiać skrypty medytacyjne, nie jest wcale takie trudne, kiedy nie widzę bałaganu w mojej sypialni ani nie słyszę, jak moje dzieci kłócą się w sąsiednim pokoju.
Oprócz zanurzenia się w doświadczeniu sensorycznym, samo posiadanie dużego fizycznego urządzenia na twarzy zniechęca mnie do rozpraszania uwagi. Samo nałożenie go sprawia, że w moim ciele i umyśle oczekuję, że nadszedł czas, aby się uspokoić.
Poza tym fakt, że jest to samodzielne urządzenie, sprawia, że jestem bardziej odpowiedzialny, więc tak naprawdę trzymam się sesji medytacji przez cały czas jej trwania. Podczas korzystania z Oculusa znacznie rzadziej sprawdzam godzinę lub powiadomienia z Facebooka, niż gdy próbuję medytować, korzystając z YouTube lub aplikacji na moim telefonie.
Może się to wydawać kiepskie, ale nawet wolę medytację VR od medytacji w naturze. Kiedy próbuję uspokoić umysł w prawdziwych, naturalnych warunkach, mój niepokój wciąż przeszkadza.
Mógłbym usiąść na omszałej kłodzie w spokojnym lesie i martwiłbym się, że pluskwa wpełznie i mnie użądli. Na spokojnej piaszczystej plaży mam paranoję, że mewa przeleci nad moją głową i zrobi kupę.
Tak więc, chociaż bardzo chciałbym spokojnie kontemplować piękno kwiecistej łąki lub falującego strumienia - odkąd wykazano, że spędzanie czasu na łonie natury pomaga w redukcji stresu - w moim obecnym stanie zdrowia psychicznego jest to po prostu mało prawdopodobne.
Przyszedłem zaakceptować, że czerpię więcej z doświadczania poczucia naturalnego otoczenia z wygodnej, prywatnej strefy mojego własnego łóżka, wolnej od owadów i mew.
Ostatnie słowo
Pewnego dnia chciałbym móc wyciszyć hałas we własnej głowie bez pomocy. Byłoby niesamowicie osiągnąć „om” w ciszy na szczycie góry.
Ale na razie postrzegam rzeczywistość wirtualną jako narzędzie, które pomaga mi wypełnić lukę między tym ideałem a moją rzeczywistością. Niektórzy ludzie mogą nazywać to „oszukiwaniem” podczas medytacji. Po prostu nazywam to ulgą.
Sarah Garone, NDTR, jest dietetykiem, niezależną pisarką o zdrowiu i blogerką kulinarną. Mieszka z mężem i trójką dzieci w Mesa w Arizonie. Znajdź, jak dzieli się praktycznymi informacjami na temat zdrowia i odżywiania oraz (głównie) zdrowymi przepisami w A Love Letter to Food.